Menu

Glycine Incursore III 44mm automatic – TEST, bloger Mariusz Łysień

 

Kiedy dowiedziałem się, że będę miał możliwość zapoznania się z tytułowym zegarkiem, miałem mieszane uczucia. Nigdy z wielką uwagą nie przyglądałem się zegarkom produkowanym przez markę Glycine (trudno powiedzieć dlaczego), chociaż muszę przyznać po raz kolejny, że Airman Base 22 zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie. W dodatku, gdy dowiedziałem się, że chodzi o zaprezentowany w tym roku na targach w Bazylei model Incursore z białą tarczą i zielonymi indeksami, nie byłem pewien czy ta kombinacja się sprawdzi. Pominę już fakt, że zegarek ma 44mm średnicy, co przy tej konstrukcji sprawiało, że z uwagi na nadgarstek o niewielki średnicy nie interesowałem się nim. Ale do rzeczy…
Pierwsze wrażenie po odebraniu zegarka? Łał! To wygląda dobrze! Nawet powiedziałbym, że bardzo dobrze. Model z którym dane mi było się zapoznać posiadał polerowaną kopertę, jednak można go zakupić także z kopertą szczotkowaną. W tym miejscu muszę przyznać, że traf ten był szczęśliwy, ponieważ w mojej opinii polerowana koperta może i jest bardziej podatna na zarysowania, jednak wygląda tutaj znacznie lepiej niż wyglądała by matowa. Polerowana wersja emanuje świeżością w stosunku do tego co znajduje się na rynku. Nawet znajomi którzy niedawno nas odwiedzili stwierdzili, że połączenie kolorów cyferblatu jest niezwykłe i rzadko spotykane. Dodatkowego „zamieszania” dodaje tutaj wzór tarczy typu „california”, który poza indeksami (3,6,9,12) jest połączeniem cyfr arabskich i rzymskich. Osobiście bardzo lubię tego typu tarcze i bardzo miło wspominam zegarek w którym taka była. Jednak na rynku możemy spotkać zegarki w których cyferblaty tego typu mają kolor czarny. Biały jest bardzo rzadko spotykany. W „california’ch” nie ma indeksów minutowych – czy to przeszkadza? Raczej nie i taki urok tych zegarków.
W końcu jeżeli ktoś chce bardzo precyzyjnie odmierzać zadane odcinki czasu, powinien zainteresować się zegarkiem wyposażonym w funkcję stopera. Osobiście lubię gdy zegarek ma podziałkę minutową, jednak wynika to przede wszystkim z przyzwyczajenia. Po chwili przestajemy zauważać brak tego elementu. Zielone indeksy godzinowe są czytelne i nie ma z tym absolutnie żadnego problemu – to gdyby ktoś miał wątpliwości w stosunku do kontrastu tych dwóch kolorów. Dodatkowo dla ułatwienia odczytu w słabych warunkach oświetleniowych są one wykonane z Super LumiNovy. Tym samym materiałem wypełniono pozłacane proste w formie wskazówki. W tym miejscu należy podkreślić, że świecą one mocniej i dłużej niż indeksy. Jest to związane z ilością zastosowanego materiału luminescencyjnego. Oszczędny w kształcie jest także sekundnik.
Trzeba przyznać, że kształt i kolor wskazówek naprawdę dobrze komponuje się z całą stylistyką cyferblatu. Jego uzupełnieniem jest okienko datownika zlokalizowane na godzinie 4. Posiada ono delikatną ramkę, która znacząco ułatwia szybkie odnalezienie go podczas korzystania z zegarka w trakcie pracy. Osobiście mam do tego elementu dwa zarzuty. Pierwszy dotyczy położenia cyfr względem samego wycięcia w tarczy – cyfry są delikatnie przesunięte w prawo względem środka okienka. Drugi dotyczy szerokości pierścienia datownika – patrząc pod kątem od lewego górnego do prawego dolnego rogu, widać, że jest on minimalnie zbyt wąski. Może to czepialstwo i nie rzuca się to podczas jego użytkowania, ale jestem detalistą i przywiązuję uwagę do takich drobnych elementów. Jeżeli chodzi o napisy na tarczy to panuje tu duży porządek – złote litery subtelnie komponują się z bielą. Duży plus należy się producentowi za nakładane logo, które jest przysłowiową „kropką nad i” i dodaje tarczy uroku. Całość chroni płaskie szkło szafirowe.
Koperta wykonana jest ze stali nierdzewnej i mierzy 44mm średnicy. Normalnie po zapoznaniu się z tym parametrem, nawet bym nie zwracał na niego uwagi. Jednak na moje narzekania na średnicę usłyszałem „jak dostaniesz i założysz na rękę to zobaczysz że się super układa”. Trochę niedowierzałem, bo trochę już zegarków w życiu mierzyłem i czasem przy 42mm i klasycznych uszach było to dla mnie już zbyt wiele. Postanowiłem to sprawdzić. Założyłem i co…? Jest naprawdę dobrze! Uszy tylko z frontu wyglądają na długie, jednak ich końce szybko się obniżają co sprawia, że zegarek bardzo dobrze układa się nawet na moim małym nadgarstku. W dodatku są one od tyłu mocno podcięte, tak więc zegarek nie odstaje. Pomimo 10atm (100m) wodoodporności zegarka, koronka jest zakręcana. Została ona ozdobiona logiem producenta. Odkręca i zakręca się gładko i muszę przyznać, że należy do najwygodniejszych koronek jakimi miałem okazję operować w ostatnim czasie. Jest tak dlatego, że pierścień lunety obniża pod stałym kątem w stosunku do odległości od centrum tarczy, a sam zegarek ma niewielką grubość (wynoszącą jedynie 9,95mm). Sama koronka również jest sporych rozmiarów dzięki czemu nie ma absolutnie żadnych problemów z jej uchwyceniem. Dodatkowo uszy zostały przewiercone dzięki czemu nie będziemy mieli problemów ze zmianą paska oraz zmniejszeniu ulega ryzyko porysowania koperty w trakcie samej wymiany.
Zakręcany dekiel ma transparentne wypełnienie ze szkła mineralnego. Z jednej strony szkoda, że nie zastosowano tutaj szkła szafirowego, ale rzetelnie oceniając, to mineralne jest w zupełności wystarczające. Podejrzewam, że jeszcze nikomu nie udało się go w tym miejscu zarysować podczas użytkowania, kiedy i tak zegarek spoczywa na nadgarstku.
Wewnątrz pracuje mechanizm kaliber GL 224, który wyposażony jest w automatyczny naciąg sprężyny. Pracuje on z częstotliwością 4Hz (28800 VpH) i oferuje 38 godzin rezerwy chodu. Pokryty rutenem wahnik ozdobiony został zdublowaną nazwą firmy. Muszę przyznać, że dokładność chodu jest na wysokim poziomie. Po kilku dniach użytkowania zegarka osiągnął on wynik wynoszący od +1 do +2 sekund na dobę co jest wynikiem doskonałym i świadczy o tym, że zegarki są porządnie wyregulowane zanim opuszczą fabrykę.
Brązowy pasek o szerokości 22mm wykonany jest ze skóry cielęcej robi dobre wrażenie. Trudno mi wypowiadać się jak będzie spisywał się podczas dłuższego okresu użytkowania, jednak wydaje się, że można mu zaufać. Zapinany jest on na standardową klamrę, która została opatrzona nazwą firmy.
Ostatecznie muszę przyznać, że jest to kolejny już model marki Glycine, który zrobił na mnie bardzo duże wrażenie. Pewnie niektórzy pomyślą, że piszę tak, bo zegarek dostałem do testu od dystrybutora marki więc „muszę napisać o nim dobrze”. Nie jest to prawda – jeżeli coś nie jest wykonane tak jak powinno, to to wypunktuję. Dlatego też w pewnym momencie pokreśliłem kwestie związane z datownikiem, jednak istotnym wydaje mi się jedynie pozycjonowanie samej cyfry w okienku. Może taki był zamysł producenta by cyfra umieszczona bardziej w prawo była bardziej widoczna podczas użytkowana zegarka. Na to dowodów nie mam, ale też nie przeszkadza to i nie razi w oczy. A teraz najlepsze. Zegarek spodobał się nie tylko mnie, ale i mojej żonie, która właściwie nie nosi zegarków. Ma ona co prawda trzy zegarki, ale zdecydowanie więcej one leżą, aniżeli są przez nią noszone.

Jednak tytułowa Glycine’a spodobała się jej do tego stopnia, że zaczęła się zastanawiać nad jej zakupem, na który ostatecznie się zdecydowała. Na pewno nie omieszkam go pożyczać od czasu do czasu. Jak widać, nie polecam tego zegarka „bo mi tak wypada” lub „bo muszę”, lecz dlatego, że jest naprawdę fajny. Również wysoko plasuje się relacja ceny do jakości. Przy cenie wynoszącej w tym momencie 3640zł zegarek ten jest bardzo opłacalnym zakupem. Otrzymujemy dobrze wykonany czasomierz szwajcarskiej firmy z długą i bogatą historią (która w tym roku obchodzi już swoje 100 urodziny (1914-2014)), a także solidnym mechanizmem. Co bym rekomendował w przypadku tego konkretnego zegarka? Na pewno obejrzenie go na żywo, po czym być może trafi i na waszą listę zakupów.

Link do pełnej galerii blogera

Wydarzenia


Kontakt z nami


Newsletter na czas

Bądź na bieżąco - zdobądź informacje o nowych modelach, aktualnych promocjach i ciekawych wydarzeniach.

Nie, dziękuję